Arnaud Delalande „Bajki pisane krwią”
Zastanawiałam co napisać o tej książce, a kiedy zastanawiam się nad tym jak ocenić książkę, to znaczy, że nie jest dobrze.
Nie zdawałam sobie sprawy, że „Bajki...” są jakby kontynuacją książki „Pułapka Dantego”, której nie czytałam. Piszę ‘jakby’ ponieważ nie musimy czytać pierwszej części przygód Pietry Viravolty, aby móc kontynuować przygodę w „Bajkach...”.
Wydaje się, że w roku 1774 w Wersalu zaczyna grasować seryjny morderca, podpisujący się imieniem ‘Bajkarz’. Przy każdej z ofiar pozostawiona jedną z bajek La Fontaine’a. Przy jednej z ofiar Bajkarz zostawia wiadomość zaadresowaną do Pietra Viravolty, Wenecjanina, w służbie Ludwika XV. Ale przecież Pietro zmierzył się z Bajkarzem cztery lata temu. Czyżby to była wiadomość zza światów?
Książka na pewno ma potencjał na całkiem zgrabną powieść płaszcza i szpady. W pewnym momencie, na początku, poczułam się jakbym spotkała Q z XVIII wieku z jego wynalazkami (postać Augustina Marienne). Podobało mi się, że w opisach Wersalu nie tylko prowadzeni jesteśmy ścieżkami przepychu i tego co podziwiać należy, ale również tymi mniej przyjemnymi, nie pachnącymi różami alejkami. Poza tym pozytywnymi akcentami były dla mnie miejsca, w których autor skupiał się na Ludwiku XVI i Mari Antoninie. Oto jesteśmy świadkami ich wewnętrznych przemyśleń w tak trudnym dla nich okresie, po śmierci Ludwika XV.
Może książka nie wywołała mojego zachwytu ponieważ ma wiele odniesień do symboliki kwiatów, bądź właśnie do bajek La Fontaine’a? Może miałam za duże oczekiwania względem niej i oczekiwałam kolejnej odsłony „Trzech muszkieterów”?
W każdym razie nie chciałabym przekreślać Waszego odbioru tej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz