
Nie wiem dlaczego, ale ta książka nie porwała mnie tak jak jej poprzedniczka. Jedynie pierwsze zapiski, te autorstwa Jeleny Koczyny, wzbudziły we mnie emocje i niedowierzanie. Wpisy autorstwa Olgi Berholc i Lidii Ginzburg, nie poruszyły we mnie tej struny. To gdy Jelena opowiadała o skrajnym głodzie, przechodziły mnie ciarki i myślałam co chwila 'jak to dobrze, że żyję tu i teraz'. Bo jak można myśleć inaczej, gdy skonfrontowani jesteśmy z poniższym?
„(...) Czemuż nie mam żołądka krowy? Mogłabym jedną skórkę żuć przez cały dzień. Potem zwrócić, żuć i znowu zwrócić. Czy to nie byłoby cudowne?! (...)”
„(...) Heroizmu, ofiarności, czynienia dobra – można oczekiwać jedynie od człowieka sytego lub głodującego od niedawna. My zaś poznaliśmy głód, który nas upokorzył, zmiażdżył i uczynił z nas bydlęta. Wy, którzy przyjdziecie po nas i przeczytacie może te słowa, bądźcie dla nas wyrozumiali! (...)”
Zastanawiacie się czasem czy umielibyście odnaleźć się w tamtej rzeczywistości? Jak to było, być cały dzień i noc pod obstrzałem? Żyć ciągle w strachu co przyniesie kolejna godzina? Smutne, że dla niektórych ludzi, nawet w dzisiejszych czasach jest to nadal ich codziennością.
Mimo, że nie odnalazłam wspólnego języka z trzema autorkami, jest to jednak kolejna z interesujących książek, które ukazują wojnę z punktu widzenia kobiet.
Książka przeczytana została w ramach czerwcowej Trójki e-pik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz