niedziela, 31 marca 2013

Krótko, ale treściwie

Éric-Emmanuel Schmitt „Oskar i Pani Róża”

Do tej pory nie miałam okazji na czytelnicze spotkanie z twórczością Pana Schmitt’a. Jednak jak się okazuje po lekturze „Oskara” jego twórczość na pewno wpasowała się w kanwę lektur, które zapadają mi w pamięć.
„Oskar i Pani Róża” opowiada historię umierającego na białaczkę chłopca, przyjaźni z Panią Róża – wolontariuszką w szpitalu, oraz listów, które za namową Pani Róży Oskar pisze do Boga.
W tej nowelce autor pięknie pokazuje nam jak czasami można skondensować wiele treści w małej objętości. Uważam, że każdy może tutaj odnaleźć swój własny osobisty przekaz książki, coś co tylko dla Ciebie jest najważniejsze. I czy nie o to chodzi w takich książkach? A także byśmy spojrzeli na własne życie z innej perspektywy?
Znajoma porównała twórczość Pana Schmitt’a do tej Pana Coelho, z naciskiem, że ten pierwszy jest przystempniejszy w odbiorze. I  muszę się zgodzić. Tak jak po przeczytaniu jednej książki Pana Coelho się zmęczyłam i zrezygnowałam z czytania jakichkolwiek pozostałych, tak w przypadku Pana Schmitt’a już nie mogę doczekać się lektury następnej książki („Intrygantki” już czekają w kolejce)
Na pewno „Oskar..” jest jedną z książek w ścisłej czołówce moich marcowych lektur.

sobota, 30 marca 2013

Kolejne rozczarowanie

Joanna Oparek  „Loża”

Są książki, które musimy przeczytać podczas naszej czytelniczej przygody, są też takie, po które nie powinniśmy sięgać. W moim odczuciu właśnie tą, po którą nie powinnam sięgnąć była „Loża”autorstwa Pani Oparek.
Książka skupia się na postaci Gustawa Zimajera, który był nauczycielem, kochankiem i impresariem Heleny Modrzejewskiej w pierwszym okresie jej kariery scenicznej. Spotykamy Gustawa w roku 1882, kiedy to udziela swego rodzaju wywiadu dziennikarzowi na temat Modrzejewskiej i jej otoczenia.
Na okładce znajdziemy napis ‘Pełna grozy opowieść o celebrytach końca XIX wieku’. I rzeczywiście autorka wrzuciła tu do kotła sławy XIX wieku, trochę mistycyzmu, masonów i obsesję Zimajera na punkcie Modrzejewskiej; z tego wszystkiego wyszedł bardzo dziwny miks. Czytam książki, żeby się zrelaksować bądź poszerzyć swoje horyzonty. Czytając tą lekturę strasznie się męczyłam, starając się podążać za wywodami umysłu Zimajera. Poza tym nie przypominam sobie żadnej innej lektury, w której tyle byłoby wykrzykników i wielokropków. Być może, w ten sposób autorka starała nadać się bardziej teatralną wymowę swojemu utworowi, ale dla mnie było to drażniące. Co chwila sprawdzałam tylko ile jeszcze stron zostało mi do końca rozdziału, co nie jest dobrym wyznacznikiem. Jak dla mnie ostatnie sześć stron było najlepszą częścią tej pozycji.
Ja bardzo przepraszam autorkę, ale naprawdę starałam się dać szansę „Loży”. Biorąc ją do ręki pomyślałam sobie nawet ‘no to teraz czas na dobrą przygodę’, niestety się zawiodłam.
Kto wie, może po prostu do przeczytania tej książki trzeba mieć dużo bardziej wysublimowany gust niż mój?
Żeby nie było tak zupełnie na ‘nie’ okładka jest naprawdę świetna. To właśnie okładka i opis na niej zachęciły mnie do kupna.
Wszystkim zainteresowanym – czytacie na własną odpowiedzialność.



P.S.  Życzę wszystkim spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych, aby przyniosły Wam dokładnie to, czego potrzebujecie.

poniedziałek, 25 marca 2013

Powrót do czasów muszkieterów

Arnaud Delalande  „Bajki pisane krwią”

Zastanawiałam co napisać o tej książce, a kiedy zastanawiam się nad tym jak ocenić książkę, to znaczy, że nie jest dobrze.
Nie zdawałam sobie sprawy, że „Bajki...” są jakby kontynuacją książki „Pułapka Dantego”, której nie czytałam. Piszę ‘jakby’ ponieważ nie musimy czytać pierwszej części przygód Pietry Viravolty, aby móc kontynuować przygodę w „Bajkach...”.
Wydaje się, że w  roku 1774 w Wersalu zaczyna grasować seryjny morderca, podpisujący się imieniem ‘Bajkarz’. Przy każdej z ofiar pozostawiona jedną z bajek La Fontaine’a. Przy jednej z ofiar Bajkarz zostawia wiadomość zaadresowaną do Pietra Viravolty, Wenecjanina, w służbie Ludwika XV. Ale przecież Pietro zmierzył się z Bajkarzem cztery lata temu. Czyżby to była wiadomość zza światów?
Książka na pewno ma potencjał na całkiem zgrabną powieść płaszcza i szpady. W pewnym momencie, na początku, poczułam się jakbym spotkała Q z XVIII wieku z jego wynalazkami (postać Augustina Marienne). Podobało mi się, że w opisach Wersalu nie tylko prowadzeni jesteśmy ścieżkami  przepychu i tego co podziwiać należy, ale również tymi mniej przyjemnymi, nie pachnącymi  różami alejkami. Poza tym pozytywnymi akcentami były dla mnie miejsca, w których autor skupiał się na Ludwiku XVI i Mari Antoninie. Oto jesteśmy świadkami ich wewnętrznych przemyśleń w tak trudnym dla nich okresie, po śmierci Ludwika XV.
Może książka nie wywołała mojego zachwytu ponieważ ma wiele odniesień do symboliki kwiatów, bądź właśnie do bajek La Fontaine’a? Może miałam za duże oczekiwania względem niej i oczekiwałam kolejnej odsłony „Trzech muszkieterów”?
W każdym razie nie chciałabym przekreślać Waszego odbioru tej książki.

niedziela, 24 marca 2013

Zakupy (02/2013)

Znowu nie mogłam się powstrzymać i pomimo 10 książek, które nadal na mnie czekają na półce z ostatnich zakupów, wyruszyłam na koleje internetowe zakupy. Zwłaszcza, że oferta Znaku ‘Kup w pakiecie’ tak mnie kusiła.


Jak zwykle zaczynamy od góry:
•    „Czerwony rower” Antonina Kozłowska – czytałam recenzję tej książki na kilku blogach i były one na tyle zachęcające, że sama chcę ją przeczytać
•    „Ukryte żony”   Claire Avery – opowieść o sekcie i siostrach, które chcą się z niej wyrwać
•    „Musiałam odejść”  Jean Sasson, Najwa bin Laden, Omar bin Laden - Wspomnienia żony i syna Osamy bin Ladena
•    „Oskar i Pani Róża” Éric-Emmanuel Schmitt – nie wydaje mi się, żebym w życiu przeczytała cokolwiek autorstwa Pana Schmitt’a więc „Oskar...” będzie dobrym początkiem
•    „Miłość z kamienia” Grażyna Jagielska – książka również zakupiona pod wpływem zachęcających recenzji blogowych.
•    „Zawsze piękne” Katherine Boo – trochę orientalnej mieszanki w tym książkowym miksie. Życie w slumsach Bombaju.
•    „Intrygantki” Éric-Emmanuel Schmitt – postanowiłam pójść za ciosem jeśli chodzi o tego autora, zwłaszcza, że opis tej książki brzmi bardzo w moich klimatach
•    „Lan, czyli Orchidea” Marzena Wilkanowicz, Ewa Maciąg – książka, z której (muszę przyznać) najmniej się cieszę. Starałam się jak mogłam miksować pakietem aby jej nie kupić, jednak się nie udało. Książkę przeczytam, i postaram się podejść do niej z otwartym umysłem (świat mody nie jest czymś za czym przepadam)
•    „Pierwsze damy II Rzeczpospolitej” Kamil Janicki – od razu gdy ta książka się pojawiłam wiedziałam, że muszę ją mieć. Uwielbiam czytać o politykach poprzednich dekad, i o ich życiu poza światłami reflektorów.
•    „Dziewczyny wojenne”  Łukasz Modelski – następna z książek, które wiedziałam, że muszę przeczytać
•    „Kobiety dyktatorów” & „Kobiety dyktatorów 2”- Diane Ducret – po prostu musiałam ją mieć, ze względu na tematykę, damy dyktatorów jak tu się oprzeć?

Do tego skorzystałam z wczorajszej promocji w Gandalfie na e-booki i zakupiłam:
•    „Cukrowy Kreml”  Wladimir Sorokin
•    „Domofon”  Zygmunt Miłoszewski 
•    „Ziarno prawdy” Zygmunt Miłoszewski
•    „Fastryga” Grażyna Jagielska
•    „Po tamtej stronie śmierci” Maria Nurowska
•    „Sprawa Colliniego” Ferdinand von Schirach
•    „W bagnie” Arnaldur Indriðason
•    „Drugi oddech” Philippe Pozzo di Borgo
•    „Sherlock Holmes. Nieautoryzowana biografia” Nick Rennison

Mnóstwo tego. Powinnam sama sobie obiecać, że do końca roku nic więcej nie kupię!!! Przecież to czytania na przynajmniej dwa miesiące.
A Wy czytaliście powyższe książki? Jak Wam się podobały?

sobota, 23 marca 2013

Aktor, ale przede wszystkim skromny człowiek

Artur Barciś & Marzanna Graff „Rozmowy bez retuszu”

Pewnie sami wiecie, że można pałać sympatią bądź antypatią do kogoś kogo nigdy się osobiście nie spotkało. W moim przypadku zawsze lubiłam Pana Barcisia, bo zawsze wydałam mi się kimś kogo nazywamy w naszej rodzinie epitetem ‘dusza człowiek’.  Więc kiedy zobaczyłam „Rozmowy...” w internetowej księgarni, od razu ta pozycja wylądowała w mojej wirtualnej ‘przechowywalni’.
I tak dostajemy do ręki książkę, która jest zapisem wywiadu rzeki pomiędzy Marzanną Graff a Arturem Barcisiem. Przechodzimy od jego dzieciństwa, przez okres dorastania, pierwsze lata w szkole teatralnej, próby zaistnienia jako aktor, aż po dzień dzisiejszy.
Od pierwszej strony zostałam porwana. Nie byłam w stanie odłożyć książki ani na chwilę, dopóki nie przeczytałam jej całej. Już od samego początku z kart książki przebija pozytywna energia Pana Barcisia. Miałam wrażenie czytając, że on ciągle musi być w ruchu, ciągle coś musi się dziać, że jest on osobą, która nigdy nie potrafi usiedzieć spokojnie na jednym miejscu. Pan Barciś przywołuje w książce swoich kolegów i koleżanki, aktorów/reżyserów. Zawsze wypowiada się o nich z szacunkiem. Może postanowił, że jeśli nie ma nic pozytywnego do powiedzenia o kimś, po prostu lepiej ich nie wspominać na kartach? Wspomina Darię Trafankowską i od razu widać, że była mu bardzo bliska, bo z jego wypowiedzi tchnie samo ciepło i serdeczność. Nie należę do wiernych fanów, więc książka na pewno przybliżyła mi dorobek aktorski tego polskiego aktora, zwłaszcza ten teatralny. Muszę przyznać, że ta książka utwierdziła mnie w moim przekonaniu, że Pan Barciś należy do tych aktorów, którzy nie ‘gwiazdują’ i nadal pozostali skromnymi, normalnymi ludźmi.
Polecam wszystkim, którzy mają ochotę poznać bliżej Pana Artura Barcisia.


P.S. Nie zadawałam sobie sprawy, że Pan Artur pisze bajki! I że ma własnego bloga już od 10 lat.

czwartek, 21 marca 2013

Jeden dzień, na przestrzeni lat

David Nicholls „One Day” („Jeden Dzień”)

Zanim cokolwiek napiszę o książce chciałabym zaznaczyć, że filmu, który powstał na jej podstawie nie widziałam, i raczej już nie zobaczę.
Książka opowiada historię dwójki młodych (przynajmniej na początku) ludzi Emmy i Dextera. W dniu 15 lipca 1988 roku lądują razem w wynajmowanym pokoju Emmy. Tego dnia oboje skończyli college i stoją na progu dorosłości. Tak zaczyna się wieloletnia przyjaźń, którą czasami nie jest tak prosto utrzymać. Oboje starają się znaleźć własną drogę do szczęścia, aby na końcu, po latach, uzmysłowić sobie, że się kochają.
Nie wiem, naprawdę nie wiem czemu ta książka mnie nie uwiodła. Podoba mi się konstrukcja książki, gdzie wędrujemy przez lata z bohaterami, ale tylko z perspektywy wydarzeń jednego dnia – 15 lipca. I tak podróżujemy przez ok 20 lat, widzimy jak zmieniają się ich losy, jak dorastają, jak pozbywają się złudzeń, nadziei, jak również w ich życiach pojawia się nadzieja na lepszy los.
Może moim problemem z tą lekturą było to, że nie potrafiłam zapałać sympatią do Dextera? Jakoś zupełnie mi nie leży ten typ osobowości. Przystojny lekkoduch – egoista nie jest kimś z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. Parę razy podczas czytania chciałam wykrzyczeć do Emmy ‘co Ty jeszcze robisz przyjaźniąc się z tym facetem, bierz nogi za pas’. Fakt, że pod koniec, to nastawienie Dextera się zmienia i widzimy w nim przemianę, jednak długo przyszło nam na to czekać. Poza tym czy nie stanęły Wam przed oczami sceny z 'Miasta Aniłow' w jednym z rozdziałów?
Na pewno znajdą się czytelnicy, którzy pomyślą, że oszalałam nie widząc genialności w opowieści, którą snuje dla nas Pan Nicholls. Bardzo chętnie poczytam co takiego Wam się w niej podobało. Kto wie? Może mnie przekonacie do swojego punktu widzenia?

wtorek, 19 marca 2013

W afrykańskim słońcu i towarzystwie słoni

Lawrence Anthony & Graham Spence „The Elephant Whisperer”
 
W zeszłym roku miałam przyjemność spełnić jedno z moich podróżniczych marzeń i wybrać się do Afryki. Pojechałam tam ze Ślubnym w podróż poślubną, Kierunek Republika Południowej Afryki. Oczywiście, jak to ja, moje kroki również skierowałam do...księgarni. Zupełnie przypadkowo wpadła w moje ręce książka „The Elephant Whisperer” i już nie mogłam jej odłożyć, zwłaszcza, że na zakończenie naszej podróży wybieraliśmy się na safari. Niestety książka została zaanektowana przez  Ślubnego zanim zaczęłam ją czytać, a po podróży odłożona na półkę, dopóki jej nie odkryłam na nowo porządkując moją biblioteczkę.
Lawrence Anthony był międzynarodowym ekologiem i podróżnikiem. Z początkiem lat 90-tych razem ze swoją długoletnią partnerką Francoise, kupił (hmm jak tu przetłumaczyć ‘game reserve’? ) park Thula Thula położony na terenie RPA. I to tutaj rozgrywają się wydarzenia opisane w książce.
W roku 1999 stado słoni, które zaskarbiły sobie opinię ‘trudnych’, zostało zaoferowane parkowi Thula Thula. Jako, że Thula Thula było ostatnią szansą słoni na przeżycie (inaczej zostałyby zastrzelone), Lawrence zgodził się przyjąć stado do siebie. W książce przeczytamy z jakimi problemami musiał zmierzyć się Lawrence w walce o życie i rehabilitację słoni.
Nie wiem czy to lekkość z jaką czyta się tą lekturę, czy może to, że byłam w Afryce i na własne oczy widziałam zwierzęta w ich naturalnym środowisku, ale miejscami aż czułam to palące słońce, słyszałam odgłosy dobiegające nocą z parku. Co jakiś czas łapałam się czytając, że aż trudno uwierzyć w to co zostało opisane (np w to, że za każdym razem gdy Lawrence przyjeżdżał z podróży, słonie czekały na niego na podwórku jego domu). Dopiero wyszukując notatki biograficznej głównego z autorów przeczytałam, że po jego śmierci, niektóre słonie przyszły pod jego dom, zgodnie ze sposobem, w jaki zazwyczaj opłakują śmierć jednego z nich. I niech mi ktoś powie, że zwierzęta nie są zdolne do uczuć wyższych! Polecam książkę wszystkim tym, którzy lubią czytać książki o zwierzętach i o przyjaźni jaka może się wywiązać pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. A także tym, którzy mają ochotę liznąć trochę codziennego życia w game reserve.
Swoją drogą po moim pobycie na safari jeszcze bardziej jestem przeciwko cyrkom itp wynalazkom. Jednak nie ma nic piękniejszego niż dzikie zwierzę w jego naturalnym otoczeniu. Uwierzcie mi, że nie chce Ci się wierzyć, kiedy po raz pierwszy widzisz przed sobą lwa, że on jest prawdziwy i że nie powinno się go głaskać. Mimo, że wygląda tak łagodnie :)

 Ale jako, że wpis o słoniach, czy to nie fajna rodzinka?

niedziela, 17 marca 2013

Tułaczka i gehenna przesiedleńców

Zbigniew Domino „Syberiada polska”

Jak już wspomniałam wcześniej, książka pojawiła się na moim radarze dzięki Notatkom i na pewno nie czuję się rozczarowana tą lekturą.
Akcja zaczyna się 10 lutego 1940 roku w nocy, gdy polscy mieszkańcy fikcyjnej wsi Czerwony Jar, położonej na Podolu (obecnie jest to teren Ukrainy) zostają obudzeni i zmuszeni do opuszczenia swoich domów, pozostawienia całego dobytku i zapakowani do wagonów bez informacji gdzie zostają wywożeni. A wszystko to, jak wiemy z lekcji historii, na mocy paktu pomiędzy Niemcami a Rosją. I tak zaczyna się kilkuletnia tułaczka polskich zesłańców. Poznajemy poszczególnych mieszkańców i ich rozpacz, niedowierzanie w to czemu zostają poddani. Po wielotygodniowym transporcie w wychłodzonych wagonach, wygłodzeni w końcu docierają na miejsce. Kalucze, w sercu rosyjskiej tajgi, zostaje ich nowym ‘domem’. Wielu z mieszkańców nie przeżyło podróży, wielu z nich nie przeżyje tego co nadal przed nimi. Traktowani niedużo lepiej niż więźniowie, ulokowani w zapluskwionych, zimnych barakach, Polacy zostają zagonieni do pracy w myśl zasady ‘nie pracujesz to nie jesz’. A praca jest wykańczająca, tak w zimie jak i w czasie lata.
Co uważam za duże osiągnięcie autora w tej książce to to, że napisana została w taki sposób, że czytelnik znakomicie potrafi się stopić z wydarzeniami. Ja czułam ten przejmujący chłód w wagonach, słyszałam kwilenie dzieci, płacze kobiet. To wszystko się czuje. Czytając, nie miałam poczucia żadnego przekłamania rzeczywistości. Trudno sobie wyobrazić, że opisane wydarzenia były udziałem tak ogromnej ilości ludności. Zawsze jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy byli w stanie przeżyć tak ekstremalne sytuacje ciągnące się przez wiele lat i nie odejść od zmysłów.
Wiem, że Zbigniew Domino jest osobą dookoła której nagromadziło się wiele kontrowersji. Nie chcę się wypowiadać na ten temat, ponieważ nie znam wszystkich faktów. Jedyne co mogę ocenić to jego książka, a ta zasługuje na dużego plusa. Takie książki są nam potrzebne.

sobota, 16 marca 2013

Pani Halina wnika (a może polska Panna Marple?)

Anna Fryczkowska  „Starsza pani wnika”

Do zakupu tej pozycji zachęciły mnie pozytywne opinie na kilku blogach. I cieszę się, że postanowiłam posłuchać mojego instynktu mówiącego ‘kup’.
Akcja dzieje się w Warszawie. Pani Halina, emerytowana mieszkanka jednego z warszawskich osiedli, mieszka razem ze swoim wnukiem Jarkiem, który nadal stara się znaleźć swoje miejsce w świecie. I to właśnie jest jednym z największych zmartwień Pani Haliny. Na dokładkę, ktoś w okolicznych blokach postanowił wymordować bezdomne koty, które razem z koleżankami, Pani Halina dokarmia. W tym samym czasie Jarek postanawia założyć agencję detektywistyczną pod wpływem impulsu. Tak wplątuje się w poszukiwania zaginionego obrazu, morderstwo, odnalezienie zaginionej starszej pani i mordercy kotów. W tym wszystkim, zza kurtyny (bez jego wiedzy) pomaga mu babcia, by zdopingować Jarka i pokazać mu, że on też może osiągnąć sukces.
Powiedzieć, że książka Pani Fryczkowskiej jest zupełnie inna od polskich kryminałów, które dotychczas czytałam to za mało. Książka jest po prostu świetna. Czyta się ją bardzo szybko, nie ma tu żadnych dłużyzn i łatwo również podąża się za tokiem wydarzeń. Nadopiekuńcza główna bohaterka jest scharakteryzowana w taki sposób, że nie można nie zapałać do niej sympatią od pierwszego spotkania, mimo, że możemy się nie zgadzać z jej podejściem do życia, czy wnuka (przepraszam ale ja sobie nie wyobrażam takiego dopieszczania starego byka z własnej emerytury). I jest coś w Pani Halinie, co przypomina mi Pannę Marple Agathy Christie. A powieści Agathy Christe należą do moich ulubionych. Więc wielkie brawa dla Pani Fryczkowskiej.
Ciekawa jestem, czy powstanie kolejna książka o przygodach Pani Haliny i Jarka.

niedziela, 10 marca 2013

Ostatni na dłużej, taniec ze smokami

George R. R. Martin „A Dance With Dragons: Part 2 After the Feast” 

Długo odwlekałam lekturę tej ostatniej jak dotąd części cyklu Pieśni Lodu i Ognia. W zeszłym roku po przeczytaniu pierwszych sześciu części jedna po drugiej, musiałam chwilę odsapnąć od świata, który stworzył Pan Martin. Zwłaszcza, że dwie ostatnie („Uczta dla wron. Sieć spisków”, „Taniec ze Smokami. Część I”) były trochę słabsze niż poprzednie.
W moich oczach, w tej części, autor powraca do swojego dobrego stylu. Dostajemy znowu do ręki dobrze opowiedziany kawałek historii bohaterów, do których się przyzwyczailiśmy. I tak spotkamy tu Jona, dowódcę na Murze, Tyriona, Aryę, Ashę i Theona Greyjoy, Jamie’go i Cersei oraz Daenerys. Jak zwykle niektóre z pytań, z którymi pozostaliśmy pod koniec pierwszej części „Tańca...” znajdą tu swoją odpowiedź; część nadal pozostanie bez odpowiedzi a i pojawią się nowe.
Co najbardziej dla mnie jest zadziwiające w całej serii to to, że autor tak pięknie, za każdym razem, potrafi nas zaskoczyć na koniec każdej części. I znowu pozostaje nam czekać na następną. Tym razem jednak nie wiadomo jak długo. Przerwa pomiędzy wydaniem „Uczty dla wron” a „Tańcem ze sokami” trwała aż sześć lat!
Brakowało mi tutaj opowieści o Catelyn Stark (znana teraz jako Kamienne Serce), Sansie i reszcie bohaterów z którymi mam nadzieję w następnej części nie będzie nam dane się pożegnać.
Tak na marginesie, uważam, że na pierwszej stronie każdej z części powinno znaleźć się ostrzeżenie ‘Nie przywiązuj się do żadnej z postaci na dłużej’, ponieważ w świecie wykreowanym przez George’a Martin’a jest jak w dramatach Szekspira – większość bohaterów nie dożywa do końca.
Jeśli macie ochotę przekonać się komu w tej części mówimy na zawsze ‘do widzenia’ zapraszam do lektury drugiej części „Tańca ze Smokami”.

piątek, 1 marca 2013

Stosik 1/2013

W końcu po miesiącu oczekiwania od zakupu (na dwie książki czekałam nawet od listopada 2012) przyszły! Moje książki! Chciałoby się powiedzieć za Gollumem z ‘Władcy Pierścieni’ ...my precious...

I tak najpierw wyczekiwane od listopada (obie z poleceń Notatek Coolturalnych):




•    Zbigniew Domino „Syberiada polska” – lubię te klimaty, chociaż nie zadawałam sobie sprawy z ‘rozmiaru’ tej książki :)
•    Anna Fryczkowska „Starsza Pani wnika” – ponoć moja mama starała się przeczytać, ale nie była to pozycja trafiająca w jej gust. Zobaczymy czy będę mieć podobne odczucia.

 


I teraz książki zakupione na wyprzedaży w Weltbild’zie/Świecie Książki. Nie wiem czy mogę się z nich z czystym sercem cieszyć wiedząc, że czerpię korzyści z niepowodzenia wydawnictwa. Nie byłam nigdy związana ze Światem Książki, ale zawsze mi szkoda kiedy wydawnictwa przestają istnieć.
Ale zapominając o powyższym... Żadnej z zakupionych poniżej książek nie kupiłam z polecenia. Po prostu w ten czy inny sposób uwiódł mnie ich opis na stronie www. Zaczynając od góry:




•    A.D. Miller „Przebiśniegi”
•    Arnaud Delalande „Bajki pisane krwią”
•    Rory Clements „Męczennik”
•    Augustin Sanchez Vidal „Krwawy węzeł”
•    Philip Carter „Ołtarz kości”
•    Lucinda Riley „Dom orchidei”
•    Elizabeth Kostova „Łabędź i złodzieje”
•    Heidi Rehn „Kobieta z bursztynowym amuletem”
•    Joanna Oparek „Loża”
 




•    Elena Mauli Shapiro „13, rue Thérèse”
•    Rosamund Lupton „Potem”
•    Kevin Wignall „Na kogo wypadnie?”




Już palce mnie świerzbią, żeby zacząć czytać jedną z powyższych książek, a najlepiej wszystkie od razu:) Ale wszystko w swoim czasie, przyjemność należy sobie dawkować. W tej chwili odświeżam swoją znajomość z twórczością Pana Martina.

Trójkąt emocjonalny i czytelnicze rozczarowanie

Emma Donoghue „Life Mask”
 

Twórczość Emmy Donoghue została przedstawiona szerszej publiczności za sprawą jej książki ‘Room’ wydanej w sierpniu 2010 roku. Książka ta zdobyła wiele nagród na rynku międzynarodowym. Dzięki tej książce również ja poznałam tą autorkę, chociaż zupełnie sobie nie zdawałam sprawy,  że książka ta była takim hitem. Po tak dobrym początku sięgnęłam po inne książki tej autorki („The Sealed Letter” i „Slammerkin”) i z wielką ciekawością czekałam na lekturę „Life Mask”.
Akcja „Life Mask” dzieje się w latach 90-tych XVIII wieku w Anglii. Głównymi bohaterami są Eliza Farren, znana aktorka , jej adorator od wielu lat Hrabia Derby (majętny, żonaty polityk) i Pani Anne Damer, wdowa, arystokrata i rzeźbiarka w jednym. Jednym z celów Elizy jest dostanie się do środowiska w którym obraca się Hrabia Derby. Aby tego dopiąć Eliza bierze na siebie odpowiedzialność wyreżyserowania sztuki, w której aktorami będzie arystokracja. W ten sposób pomiędzy paniami zawiązuje się nić sympatii, która potem przeradza się w bliską przyjaźń. Niestety na drodze tej przyjaźni staje pewna plotka powiązana z Panią Damer, która po latach znowu wyłania się na powierzchnię i znajduje drogę do uszu Elizy.
Muszę przyznać, że miejscami bardzo się męczyłam czytając tą książkę. Przydługie wstawki polityczne ówczesnej Anglii nie były tym na co cieszyło się moje serce. Niestety rozczarowała mnie ta lektura i ugruntowałam sobie opinię, że dla mnie ta autorka jest autorką nierówną. Sięgając po jej inne książki (o ile po nie sięgnę) nie będę już chyba nigdy mogła być pewna czy oczekiwać czegoś co mnie porwie i nie będę mogła ani na chwilę odłożyć książki na bok, lub czy znowu się zmęczę i nie będę mogła doczekać się upragnionego końca.