Małgorzata Kalicińska & Basia Grabowska „Irena”
Nigdy wcześniej nie miałam przyjemności obcowania z dorobkiem Pani Kalicińskiej, więc do lektury „Ireny” podeszłam bez żadnych z góry założonych oczekiwań. Ot, po prostu, książka pojawiająca się wśród rekomendowanych pozycji w chyba każdej internetowej księgarni. Do tego ostatnią kroplą zachęcającą mnie do zapoznania się z tą pozycją była recenzja na Notatkach Coolturalnych. I tak zaczęłam słuchać.
A książka zaczyna się jak u Hitchcock’a, z wielkim hukiem, tutaj od śmierci (spokojnie, nie morderstwo a śmierć naturalna). Tytułowa Irena traci swojego wieloletniego męża – Felusia. Lotem błyskawicy o całym zajściu powiadomione zostają Jagoda (jej przyszywana wnuczka) i Dorota (przyszywana córka/siostrzenica Ireny, mama Jagody). Obie starają się pomóc Irenie w tych trudnych chwilach. Jagoda i Dorota nie mogły by być bardziej różne, są jak noc i dzień. Jagoda, pomimo młodego wieku jest tą zorganizowaną, trzeźwo stąpającą po ziemi. Dorota przedstawia podejście ‘jakoś to będzie’.
Książka skupia się na wzajemnych stosunkach pomiędzy tymi trzema kobietami, z największym naciskiem na związek matka-córka i ich problemami ze wzajemną akceptacją i komunikacją. To u Ireny każda z nich szuka wsparcia i okazji do wyrzucenia z siebie tego co siedzi u nich w środku, a nad czym nie mogą przejść do porządku dziennego.
Co bardzo mi się podobało w tej lekturze to sposób w jaki została podzielona, każdy rozdział jest opowiedziany przez Dorotę bądź przez Jagodę. W ten sposób dokładnie poznajemy tok myślenia każdej z nich. To zaskakujące ile razy podczas odsłuchiwania złapałam się na tym, że pomyślałam ‘zupełnie jak mama i ja’. Zdarzyło mi się również parę razy uronić parę łez, ale była też okazja do uśmiechu.
Jest to dobre, dające do myślenia babskie czytadło, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Poleciłabym każdej córce i każdej mamie mającej córkę. Może chociaż trochę pozwoli to nam się wzajemnie zrozumieć? Sama mam zamiar sprezentować „Irenę” mojej mamie.
Jeśli chodzi o wersję audio, słuchało mi się jej przyjemnie, chociaż może czasami tekst był troszkę za bardzo interpretowany. Nie przeszkadzało mi to jednak na tyle abym nie mogła się skupić na lekturze.
mam ten sam zarzut, ta nadinterpretacja była moim zdaniem bardzo denerwująca
OdpowiedzUsuń