Katarzyna Grochola „Houston, mamy problem”
Czad, to słowo chyba najlepiej opisuje moje odczucia podczas i po 'przeczytaniu' „Houston, mamy problem”. Dawno już nie pamiętam książki, przy której tak często parskałabym ze śmiechu i która sprawiłaby mi tak niekłamaną przyjemność.
Książkę zamiast przeczytać wysłuchałam i nie żałuję.
Nasz główny bohater – Jeremiasz – to zwyczajny facet, który jest nadal świeżo po rozstaniu ze swoją dziewczyną. Z powodu pewnej komplikacji na jednym z festiwali filmowych, ten zdolny operator filmowy para się teraz montażem telewizji kablowej, reperuje telewizory, podłącza Internet itp. Jak można się domyślić - taka praca to nie jest szczyt jego marzeń. Opisuje nam swoje codzienne problemy i małe zwycięstwa (tych jest dużo mniej niestety). Mimo, że bez kobiety, wydaje się nadal nimi otoczony – a to Zmora z piętra niżej, a to podlotek od sąsiadów zza ściany, przyjaciółka, która jest bardziej jak facet… I prawie wszystkie wydają się czegoś od niego chcieć. I bądź tu chłopie mądry.
Bardzo mi się podobało to męskie spojrzenie na świat i kobiety. Kto wie? Może dzięki tej książce nawet mi się uda bardziej zrozumieć ten dziwny stwór mieszkający ze mną zwany mężczyzną? :) Uwielbiam te wewnętrzne monologi Jeremiasza. Od pierwszego zdania po prostu przepadłam z kretesem. Humor, którego pełno w książce jest w 100% w moim guście. Jestem ciekawa, jak Pani Grocholi udało się tak fantastycznie wykreować postać głównego bohatera, zwłaszcza, że wydaje się tak prawdziwy. Nie mam zupełnie problemu z uwierzeniem, że takich Jeremiaszów może być trochę na świecie.
Pan Wojciech Mecwaldowski wspaniale oddał klimat książki i dzięki niemu Jeremiasz dla mnie ożył. Zupełnie nic bym nie zmieniła w tym audiobooku.
Pani Katarzynie Grocholi chciałabym bardzo podziękować za dostarczenie wspaniałej dawki humoru. Naprawdę dawno tak się nie uśmiałam jak podczas lektury tej książki.
Książka przeczytana została w ramach 'nadganiania' wyzwania Trójki e-pik kwiecień 2012 - współczesna literatura polska.
ja też uśmiałam się jak norka. Raz czy dwa musiałam samochód zatrzymać, bo słuchałam prowadząc, ze śmiechu nic nie widziałam
OdpowiedzUsuńCałe szczęście nie jestem jeszcze kierowcą. Zazdroszczę autorce daru doprowadzania czytelników do śmiechu. Tobie też go nie brakuje Kasiu.
OdpowiedzUsuń