poniedziałek, 18 lutego 2013

Z rodziną to najlepiej tylko na zdjęciu?

Małgorzata Kalicińska & Basia Grabowska „Irena”

Nigdy wcześniej nie miałam przyjemności obcowania z dorobkiem Pani Kalicińskiej, więc do lektury „Ireny” podeszłam bez żadnych z góry założonych oczekiwań. Ot, po prostu, książka pojawiająca się wśród rekomendowanych pozycji w chyba każdej internetowej księgarni. Do tego ostatnią kroplą zachęcającą mnie do zapoznania się z tą pozycją była recenzja na Notatkach Coolturalnych. I tak zaczęłam słuchać.
A książka zaczyna się jak u Hitchcock’a, z wielkim hukiem, tutaj od śmierci (spokojnie, nie morderstwo a śmierć naturalna). Tytułowa Irena traci swojego wieloletniego męża – Felusia. Lotem błyskawicy o całym zajściu powiadomione zostają Jagoda (jej przyszywana wnuczka) i Dorota (przyszywana córka/siostrzenica Ireny, mama Jagody). Obie starają się pomóc Irenie w tych trudnych chwilach. Jagoda i Dorota nie mogły  by być bardziej różne, są jak noc i dzień. Jagoda, pomimo młodego wieku jest tą zorganizowaną, trzeźwo stąpającą po ziemi. Dorota przedstawia podejście ‘jakoś to będzie’.
Książka skupia się na wzajemnych stosunkach pomiędzy tymi trzema kobietami, z największym naciskiem na związek matka-córka i ich problemami ze wzajemną akceptacją i komunikacją. To u Ireny każda z nich szuka wsparcia i okazji do wyrzucenia z siebie tego co siedzi u nich w środku, a nad czym nie mogą przejść do porządku dziennego.
Co bardzo mi się podobało w tej lekturze to sposób w jaki została podzielona, każdy rozdział jest opowiedziany przez Dorotę bądź przez Jagodę. W ten sposób dokładnie poznajemy tok myślenia każdej z nich. To zaskakujące ile razy podczas odsłuchiwania złapałam się na tym, że pomyślałam ‘zupełnie jak mama i ja’. Zdarzyło mi się również parę razy uronić parę łez, ale była też okazja do uśmiechu.
Jest to dobre, dające do myślenia babskie czytadło, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Poleciłabym każdej córce i każdej mamie mającej córkę. Może chociaż trochę pozwoli to nam się wzajemnie zrozumieć? Sama mam zamiar sprezentować „Irenę” mojej mamie.
Jeśli chodzi o wersję audio, słuchało mi się jej przyjemnie, chociaż może czasami tekst był troszkę za bardzo interpretowany. Nie przeszkadzało mi to jednak na tyle abym nie mogła się skupić na lekturze.

1 komentarz:

  1. mam ten sam zarzut, ta nadinterpretacja była moim zdaniem bardzo denerwująca

    OdpowiedzUsuń