sobota, 31 stycznia 2015

Córka marnotrawna powraca

Z powodu pracowo – domowych zawirowań, blog przez ostatni rok odszedł niestety w zapomnienie. Czuję się z tego powodu strasznie, ponieważ tyle wspaniałych książek przeczytałam w ostatnim roku. Chociażby niesamowitą „Koronę śniegu i krwi” czy też kontynuację pod tytułem „Niewidzialna korona” (obie autorstwa Pani Elżbiety Cherezińskiej). Kto jeszcze ich nie przeczytał, a lubi książki historyczne, musi biegiem udać się w kierunku biblioteki, by się w nie zaopatrzyć.
Kolejnym pięknym odkryciem była książka „…a życie się toczy…” Pani Wiesławy Maciejak. Jak to jedna z przyznających nagrodę Bloggerek na Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach (przepraszam Cię Aniu, ale już nie pamiętam dokładnie Twoich słów :) ) „to jak czytanie Żeremskiego”.
W tym momencie postanowiłam zakasać rękawy i powrócić do blogosfery. Ponieważ Sardegna niestety przerwała swoje wyzwanie, z końcem 2014 roku postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu KassWarz 12 książek na 2015 rok. Zawsze mam mnóstwo książek, które chcę przeczytać, ale z różnych powodów ich czytanie odsuwa mi się na ‘świętego nigdy’ jak mawiało się w moim rodzinnym domu. Teraz wybrałam 12 książek, które musowo znajdą się na mojej liście w 2015.

moja wspaniała (miejmy nadzieję) dwunastka
Postanowiłam się skupić na książkach polskich autorów i autorkek. A co! Trzeba być patriotką na obczyźnie! :)

Michał R. Wiśniewski „Jetlag”

źródło: www.empik.com
Moja pierwsza z tegorocznego wyzwania KassWarz.
Mam straszną zagwostkę z tą lekturą. Nie umiem jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała czy nie. Jest to w miarę krótka forma opowiadająca o życiu dzisiejszych trzydziestolatków wrzuconych w korporacyjne życie. Obraz wyłaniający się z kart książki jest smutny. Oto my, w wieku 30+, którzy nie potrafimy się odnaleźć w tym korporacyjno – konsumpcyjnym świecie. Wszyscy będący częścią niekończącego się wyścigu szczurów.
Nie wiem, jaki był zamysł autora, co powinien sobie pomyśleć czytelnik po przewróceniu ostatniej strony. Mnie książka zostawiła ze zdziwieniem, że to już koniec (naprawdę przyszedł bardzo nieoczekiwanie) i lekkim zdezorientowaniem. Mam wrażenie, że cały zamierzony podtekst książki, to, co autor chciał nam przekazać, jakoś mi uciekło, że tego nie zauważyłam. Nawet teraz, 3 tygodnie po skończeniu lektury, nadal zadaję sobie pytanie, czego w niej nie wyłapałam. Być może to ja? Może po prostu ‘mądre’ książki są nie dla mnie i muszę mieć wszystko wytłumaczone jak krowie na rowie? W końcu „Pielgrzyma” Coelho też nie zrozumiałam. No cóż nie pozostaje mi nic innego jak nadal być 'confused'.

 
źródło: www.olaleslie.com


niedziela, 2 lutego 2014

Bardzo spóźniona grudniowa Trójka e-pik

Tak, tak – to jeszcze moje zaległości z 2013 roku :) Ale dużo już ich nie zostało. Mam nadzieję niedługo powrócić do formatu jeden wpis = jedna książka.
Okazało się, że w grudniu aż dwie z trzech pozycji okazały się rozczarowaniem. Nie za fajny finish roku. A jakie książki złożyły się na moje 'Trójkowe' wyzwanie w grudniu?


Camilla Läckberg  „Zamieć śnieżna i woń migdałów”

Gdyby to był serial powiedzielibyśmy, że to 'spin off' serii o Fjällbacka. Martin Molin zostaje zaproszony przez swoją dziewczyną, aby spędzić Święta Bożego Narodzenia z jej rodziną na jednej z okolicznych wysp. Młody policjant nie wydaje się zachwycony tą perspektywą, jednak pojawia się na wyspie. W przeciągu parunastu godzin okazuje się, że powrót na ląd jest niemożliwy z powodu panujących warunków atmosferycznych. Czego brakuje w tym momencie? Oczywiście trupa. Ale spokojnie, podczas kolacji senior rodu – Ruben – zostaje otruty.  Jako jedyny przedstawiciel prawa w okolicy Martin musi dać z siebie wszystko aby ująć mordercę.
Książka swoją konstrukcją przypomina te ze 'starej szkołę kryminału' (np. „I nie było już nikogo” Agathy Christie), więc czytając ma się wrażenie, że autorka nie wymyśliła niczego nowego. Jednak na długi zimowy wieczór jest to lektura w sam raz (jeden wieczór w zupełności wystarczy na przeczytanie). Nie wstrząśnie czytelnikiem, po zakończeniu nie zbiera się szczęki z podłogi, ale jest ok. Jednak mimo wszystko wolę 'normalną' serię o Fjällbacka z Patrikiem i Eriką.
książka zimowa (zima w tytule/akcja dzieje się zimą)


Jan Stanisław Witkiewicz „Grand jete, czyli wielki skok. Rozmowa z Witoldem Grucą”

Są wywiady-rzeki, które czyta się z zapartym tchem i chce się tylko więcej i więcej. Są też takie, po których przeczytaniu zastanawiamy się, po co się za nie zabieraliśmy. Niestety książka Pana Witkiewicza pozostawiła po sobie to drugie wrażenie. Tak, dowiedziałam się co nieco na temat Pana Witolda Grucy (jednego z najsłynniejszych polskich tancerzy i choreografów), jednak w żaden sposób nie została pobudzona moja ciekawość, nic mnie nie zaintrygowało. Nie wiem czy to z powodu tego, że Pan Witold był trudnym rozmówcą czy może tak ostro ten wywiad był zautoryzowany. Nie mi dociekać. Porównując jednak „Grand jete” i poprzedni wywiad rzeka, jaki dane mi było przeczytać, książka Pana Witkiewicza wypada niestety słabo.
książka taneczna (w tytule/wątek tańca)


A.D. Miller „Snowdrops” („Przebiśniegi”)


Książka długo czekała na półce na swoją kolej. Zawsze w stosunku do lektur traktujących o Rosji mam duże oczekiwania. Pewnie to ‘wina’ naszego systemu edukacyjnego gdzie bombardowani jesteśmy (byliśmy?) danymi o Rosji carskiej, zsyłkach na Syberię, Rosji przedwojennej, powojennej… Więc, jednym słowem spodziewałam się dużo. A dostałam coś, co tylko ujdzie.
Bohaterem książki jest Anglik pracujący jak prawnik w Rosji, który w nowej Rosji buduje swoją karierę. Spotyka na swojej drodze dziewczynę – Maszę, która koniec końców robi mu wodę z mózgu.
Ponoć książka miała bardzo pozytywny odzew ze strony krytyków itp., ale dobrze Wam radzę – zanim sięgniecie po „Przebiśniegi” sprawdźcie czy na Waszej półce nie leży inna zapomniana książka o Rosji, która może okazać się dużo lepszym wyborem.
literatura rosyjska (pochodzenie autora/ miejsce akcji)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Lektury styczniowej Trójki e-pik

Postanowiłam, że tym razem wpis będzie nie chronologiczny, ponieważ już za długo się obijałam z opisywaniem na bieżąco Trójkowego wyzwania.
Zapraszam do moich spostrzeżeń na temat książek, które złożyły się na moje styczniowe wyzwanie Trójki e-pik.


Tess Gerritsen  "The Surgeon" ("Chirurg")

Jakiś czas temu wciągnął mnie serial Rizzoli and Isles. Główne bohaterki to fajne kobitki , odpowiadający mi humor i wsadzanie złych ludzi do paki – czyli to co lubię. Więc z tym większą ochotą sięgnęłam po książkę Tess Gerritsen, która jest pierwszą w serii nazwanej „Rizzoli and Isles”.
Kto oglądał serial poczuje się rozczarowany. Przykładem może być książkowa wersja Jane Rizzoli , tak bardzo różniąca się od wersji serialowej. Dr Isles w ogóle nie występuje tej (lekkie rozczarowanie). Jednak, jeśli zapomni się o serialu i nastawimy się na odbiór książki bez porównań, trafia w nasze ręce kawałek dobrze skonstruowanego kryminału/thrillera. Jest tu wyścig z czasem, jest niezrównoważone indywiduum krzywdzące kobiety, oraz odpowiednio szczęśliwe zakończenie. Zabrakło jedynie grubego ciemnoskórego szefa policji zajadającego się pączkami :D
Lektura zapewniła mi całkiem niezłą rozrywkę i z chęcią sięgnę po kolejne części. Zwłaszcza, że ciekawa jestem jak bardzo od serialowej pani doktor odbiega ta pióra Pani Gerritsen.

Serialowe kobitki :)
Książka z seryjnym zabójcą. 

Joanna Sałyga "Chustka"

Ciężko jest mi cokolwiek napisać o powyższej książce. Nie czytałam bloga Joanny, a jej książka wpadła mi w ręce na fali zakupu nowości w zeszłym roku. Książka jest wycinkiem postów, które publikowała na swoim blogu podczas swojej walki z rakiem. Walki, którą niestety przegrała. Joanna wydawała się pisać tak jak czuła, bez owijania w bawełnę. I to pewnie powodowało, że jej blog stał się tak popularny.
Na pewno nie jest to lektura dla każdego, ponieważ nie wszyscy będą w stanie się zmierzyć z tą tematyką. Mi samej podczas czytania, przed oczami raz po raz stawały chwile, kiedy jedna z najbliższych mi osób powoli gasła. Rak to chyba jest jedno z najgorszych paskudztw naszych czasów! Wszechobecny.
Książka Joanny powinna uzmysłowić nam jak ważne dla nas powinno być docenianie każdego dnia, cieszenie się z tego co mamy. Że musimy częściej zwalniać tempo i docenić piękno nas otaczające, docenić ludzi, którzy są przy nas. 

Aż sam na usta ciśnie się cytat z wiersza ks. Twardowskiego "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą".
Książka z motywem walki z chorobą.


Philippa Gregory "The Kingmaker's Daughter" ("Córka Twórcy Królów")

Kolejny raz dzięki Pani Gregory przeniosłam się do czasów Wojny Dwóch Róż. Tym razem historia opowiedziana jest z perspektywy córki Ryszarda Neville – Anny Neville. To właśnie w tej serii najbardziej mi się podoba. Że te same wydarzenia możemy ‘oglądać’ z perspektywy tylu bohaterek.
Pierwsza opowiadała Elżbieta Woodville („Biała królowa”), potem Małgorzata Beaufort („Czerwona królowa”) a teraz przyszła kolej na Annę. Jak zwykle dzięki autorce, zostaje nam zafundowana historyczna wiedza w pigułce na temat ówczesnych wydarzeń. Jednak trzeba pamiętać, że mimo posilania się źródłami i biografiami, historia opowiedziana przez Panią Gregory jest okraszona dużą dawką fikcji (w końcu nie jest to podręcznik do historii). Czyta się bardzo przyjemnie, szybko, lektura wciąga od pierwszej strony, ale to mówię ja, zakochana we wszelkich 'kostiumowych' książkach :D W kolejce już czeka kolejna część, co do której mam duże oczekiwania.
Co również warto wspomnieć to to, że każda książka Pani Gregory skupia się na kobietach i opowiada ich historię. Nie żebym była jakąś straszną feministką, ale o męskich bohaterach tamtej epoki napisano już za dużo. ;)
Książka pożyczona.

niedziela, 26 stycznia 2014

Odkurzam bloga z pajęczyn

Nawet nie wiem jak to się stało ale strasznie zaniedbałam bloga w grudniowo-styczniowym czasie :( Dzięki temu sporo zaległych książek czeka na podsumowanie, więc znowu, żeby ze wszystkim się wyrobić muszę zrobić 'zbiorówkę'. Będą to też zbiorówki w telegraficznym skrócie…

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak  „Upalne lato Marianny”


Do tej pory nie dane było mi przeczytać żadnej z książek Pani Zyskowskiej-Ignaciak , jednak ta książka była tak zachwalana, że postanowiłam spróbować. I było to jedno z tych udanych odkryć czytelniczych 2013 roku. Napisana pięknym językiem opowieść o Marie (Mariannie) i jej pierwszej miłości. Co mi się najbardziej podobało w tej książce to to, że każda z nas powinna bez trudu odnaleźć w Marie samą siebie z tych nastoletnich czasów. Sposób, w jaki przeżywa się tą wymianę ukradkowych spojrzeń, wynajdowanie pretekstów do następnego spotkania. Czy to nie brzmi znajomo? Niestety, jak to w życiu bywa nie wszystko układa się sielsko i anielsko. Ale sami przeczytajcie. Naprawdę warto.
Autorka napisała swego rodzaju kontynuację – „Upalne lato Kaliny” przedstawiające losy córki Marianny. Z wielką chęcią po nią sięgnę w odpowiednim momencie :) (tyle książek zasługujących na przeczytanie a tak mało czasu!)
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - czerwiec 2012 - kobiece czytadło – przeczytana jeszcze hen hen w listopadzie 2013.

 
Beata Pawlikowska „Blondynka, jaguar i tajemnica Majów”


Lubię podróże, ale nie mam na tyle odwagi, aby wybrać się gdzieś poza utarte szlaki turystyczne. Tchórz ze mnie i tyle. Dlatego po książkach podróżniczych spodziewam się bardzo wiele. Chciałabym się poczuć tak, jakbym sama odwiedzała miejsca, które opisuje nam autor. Myślicie, że za wysoko stawiam poprzeczkę?
Książkę Pani Pawlikowskiej odsłuchałam. Sama autorka była lektorem tego audiobooka, co było całkiem interesującym doświadczeniem. W książce przemycone zostało wiele wierzeń Majów i trochę historii Gwatemalii/plemienia Majów. Jednak mimo lekkiego stylu publikacji czegoś mi tu zabrakło. Może więcej wrażeń z samej podróży? Miałam odczucie, że autorka skupiała się bardziej na przekazaniu mitologii i historii Majów niż samej podróży, co lekko mnie rozczarowało, ponieważ moje oczekiwania względem książki były zupełnie inne.
Audiobook posiada dodatkowe efekty specjalne np. pianie koguta, odgłosy bębnów, czy odgłosy ruchu ulicznego. Niby fajnie, ale po jakimś czasie, kiedy każdy rozdział rozpoczynał się brzmieniem bębnów, zaczynało to być męczące.
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - październik 2012 - literatura przygodowa/podróżnicza - odsłuchana w listopadzie 2013.


Vladislav Vančura "Kapryśne lato"


Nie mam pojęcia, co powinnam napisać o tej czeskiej opowiastce. Wiem, że wielu czytelników wystawiło jej wysokie oceny, ale dla mnie czytanie jej było zupełnie jak oglądanie przysłowiowego czeskiego filmu. Niby wiedziałam, co się dzieje, ale jakikolwiek morał czy zamysł autora do popełnienia tej książeczki był dla mnie nie do odgadnięcia. Może ja po prostu za głupia jestem?
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik -  listopad 2012 - pisarz pochodzący z kraju sąsiadującego z Polską - przeczytana w grudniu 2013.

niedziela, 8 grudnia 2013

Kiedy mózg mówi stop

Susannah Cahalan „Umysł w ogniu”

Nie wiem czy to za sprawą „Ostrego dyżuru” czy może powód był inny, jednak od dawien dawna lubię obejrzeć pseudo-medyczny serial czy film. „House M.D.” plasuje się oczywiście na miejscu pierwszym i ze względu na obsadę i ze względu na historie pacjentów (a może bardziej historie ich chorób). Zastanawiacie się czasem ile przed nami/naukowcami/ jeszcze nieodkrytych zagadek związanych z funkcjonowaniem naszego organizmu?
Autorką „Umysłu w ogniu” jest amerykańska dziennikarka Susannah Cahalan, która niestety na własnej skórze doświadczyła, jak to jest, gdy twój własny organizm buntuje się przeciwko tobie. I właśnie te przeżycia opisuje w swojej książce.

Pewnego dnia, Susannah zaczęła dostrzegać zmiany w swoim zachowaniu. Najpierw nieznaczne, potem bardziej niepokojące, jakby stawała się zupełnie inną osobą. Wyniki badań lekarskich nie przynoszą żadnych odpowiedzi. Fizjologicznie wszystko zdaje się być w jak najlepszym porządku. Powoli dziewczyna zatraca poczucie rzeczywistości, zdarzają jej się halucynacje, popada w paranoję. Lekarz, do którego zwróciła się po pomoc, zaczyna podejrzewać, że jest to reakcja alkoholiczki po odstawieniu alkoholu. W końcu pojawiają się też napady padaczki. Po jednym z nich, autorka zostaje hospitalizowana. Jednak to dopiero początek drogi do diagnozy. Kolejne badania nic nie wykazują, pojawiają się pierwsze niepewne napomknięcia o leczeniu psychiatrycznym. Jednak w końcu, na horyzoncie pojawia się lekarz, który niczym dr House, prawie w ostatnim momencie, stawia trafną diagnozę (zapalenie mózgu  z przeciwciałami przeciwko receptorowi NMDA). Po miesiącu Susannah może opuścić szpital i powoli kontynuować razem z bliskimi walkę o powrót do swojego 'ja' sprzed choroby.
Wstrząsająca, taka dla mnie była lektura tej książki. Opisy zachowania autorki podczas choroby (które jest w stanie opisać dzięki zapisom video ze szpitala i opierając się na zapiskach swojego ojca z tego czasu) pozostawiły mnie w osłupieniu. Część z nich wydawała się żywcem skopiowana z jakiegoś filmu o opętaniu. Nie mogę sobie wyobrazić, jaki strach musiał towarzyszyć samej autorce jak i jej bliskim przez cały czas jej hospitalizacji. Jaki strach nadal jej musi towarzyszyć teraz, kiedy wie, że choroba może znowu uderzyć. Nie wiem czy potrafiłabym żyć ze świadomością, że już niczego, co widzę i słyszę nie mogę odbierać  jako 100% prawdy… bo może to znowu nawrót choroby i kolejne halucynacje? Czy potrafiłabym być tak silna jak sama autorka?
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - styczeń 2013 - książka, której wątek oparty jest na autentycznych wydarzeniach.

niedziela, 24 listopada 2013

Lato w Fjällbacka

Camilla Läckberg „Kaznodzieja”

Bez fundowania sobie dłuższej przerwy sięgnęłam po kolejną książkę Pani Läckberg z serii o Erice Falk i policjancie Patriku Hedströmie.
Tym razem w Fjällbacka pełnia lata. Erika i Patrik, co było do przewidzenia, mieszkają razem w domu po rodzicach Eriki i przygotowują się do powitania na tym świecie swojego potomka. Niestety Patrik zostaje odwołany z urlopu, ponieważ w okolicy zostają odnalezione zwłoki niemieckiej turystki. Jednak miejsce odkrycia zwłok kryje dodatkową niespodziankę dla policji. Czas nagli, gdyż w okolicy zaginęła kolejna turystka.
Znowu mi się podobało. Nie ukrywajmy – ani „Księżniczka z lodu” ani „Kaznodzieja” nie jest lekturą wymagającą. Ot kolejny kryminał, który ma za zadanie umilić czytelnikowi wieczór bądź podróż. Mam wrażenie, że w tej części autorka uczyniła Patricka, a nie Erikę, jak to miało miejsce w „Księżniczce…”, głównym bohaterem. Najbardziej w tej części podobał mi się akcent obyczajowy, czyli poznawanie naszych bohaterów bardziej 'od kuchni'. Przykładem niech będą nieudolne próby Eriki radzenia sobie z najazdami rodziny i znajomych, bo 'tak jakoś byliśmy w okolicy i postanowiliśmy wpaść na parę dni'. Być może mylnie odczytałam jej charakter w pierwszej części tej serii, ale miałam wrażenie, że nie była tam taką nieśmiałą, nie potrafiącą wyrazić własnego zdania kobietą. Tutaj z kolei wydawała się zmienić w lekką ciapę, co wywołało we mnie pewien zgrzyt (czy to wpływ ciąży? ;) ). Już ja bym takich interesownych znajomych pogoniła z mojej posesji. Nawet nogi w moim domu bym im nie pozwoliła postawić. Ale to ja, czarna owca w rodzinie :D Mamy też kolejną odsłonę problemów Anny, młodszej siostry Eriki, i tego jak radzi sobie po odejściu od męża, kobiecego boksera.
Wartka akcja i interesująca intryga powodują, że lekturę czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Na pewno sięgnę po kolejną część, ponieważ polubiłam tak głównych bohaterów, jak i tych drugoplanowych.
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - grudzień 2012 - zagraniczna powieść z dreszczykiem.

Rudowłosa koleżanka z dzieciństwa

Lucy Maud Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po „Anię z Zielonego Wzgórza”, ale moja pamięć okazuje się zawodna, bo nie pamiętam! (czy to już 'ten' wiek?) Za to bardzo dobrze pamiętam, że od pierwszego spotkania pokochałam ją całym sercem.
Bo jak można nie pokochać Ani? Dziewczęcia mającego tak bujną wyobraźnię, że sama będąc małą dziewczynką żałowałam, że nie mam takiej przyjaciółki. Tylko Ani mogło się zdarzyć pomyłkowe upicie przyjaciółki czy katastrofa z farbowaniem włosów. Tylko ona mogła poruszyć serce starszego rodzeństwa -Maryli i Mateusza Cuthbertów -  i na nowo wprowadzić do ich życia radość.
Jak to się dzieje, że pomimo upływu czasu, Ania nadal potrafi uwieść nowe młode czytelniczki? Może dlatego, że potrafi tak fantastycznie zarazić nas swoją miłością do życia? Dostrzeganiu piękna we wszystkim, co nas otacza? Za każdym razem sięgając po przygody Ani wiedziałam, że za chwilę przeniosę się na piękną wyspę Księcia Edwarda, w krąg przyjaznych ludzi. Była ona (i nadal jest) dla mnie gwarantowanym powiewem optymizmu i wiary w to, że ludzie są dobrzy. Że należy nigdy nie rezygnować ze swoich marzeń, bo nie wiadomo, co kryje się za następnym zakrętem na naszej życiowej drodze. Poza tym emocje, które autorce udaje się we mnie każdorazowo wywoływać. Raz parskam ze śmiechu, bo bohaterka znowu przechodzi sama siebie pakując się w kolejne tarapaty, a za chwilę muszę sięgać po chusteczkę, bo zdradliwe łzy pojawiają się w moich oczach. Poza tym, w Ani mogę odnaleźć też częściowo samą siebie z lat dzieciństwa, a czasem chyba dobrze sobie przypomnieć, że nie zawsze byliśmy tak mądrzy i rozsądni jak jesteśmy obecnie. Może nie spadłam z dachu tak jak Ania, ale w jej nieustępliwości i uporze (ach to zacięcie, z jakim nie odzywała się do Gilberta…) zdecydowanie widzę samą siebie. Tak samo ta pewna egzaltacja, którą przejawia. Zastanawiam się czy ja doprowadzałam tym do szału moich rodziców...
Mimo skompletowania całej serii przygód Ani (wszystkie egzemplarze były z wydawnictwa NASZA KSIĘGARNIA, z klejonymi stronami, które po jednym przeczytaniu wypadały :D ) nigdy nie udało mi się ich wszystkich przeczytać. Wydaje mi się, że ostatnią, po którą sięgnęłam był „Wymarzony dom Ani”. Być może kiedyś uda mi się nadrobić te czytelnicze zaległości. Pamiętam też, że pierwszą i trzecią część kiedyś komuś pożyczyłam i już do mnie nie wróciły (dlatego teraz pożyczam książki tylko 'sprawdzonym' ludziom).
Tym razem skusiłam się na odsłuchanie przygód Ani. Lektorka Pani Joanna Pach-Żbikowska wspaniale oddała charakter i emocje głównej bohaterki swoim głosem.
Jeśli kiedyś będę miała córkę zdecydowanie postaram się zaszczepić jej miłość do rudowłosej dziewczynki z Wyspy Księcia Edwarda.
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - październik2012 - autor naszego dzieciństwa.

sobota, 23 listopada 2013

Kolejna wizyta w Thornie

Aneta Jadowska „Bogowie muszą być szaleni”

Fantastyka – w sumie nie za bardzo moje klimaty, ponieważ aż tak się nią nie zaczytuję. Jednak raz na jakiś czas znajdzie się autor(ka) lub seria, przyciągająca mnie jak magnes. Tak jest w przypadku Pani Anety Jadowskiej i jej serii o Dorze Wilk (znanej również, jako Jada). O pierwszym spotkaniu z tą bohaterką pisałam tutaj. Idąc za ciosem sięgnęłam po kolejną książkę o tej toruńskiej wiedźmie. A że diabelski pomiot zwany Mironem też się tam plącze, no cóż – jakoś to przeżyję :D
Akcja w „Bogowie muszą być szaleni” rozpoczyna się mniej więcej w rok po zakończeniu pierwszej części przygód Jady. Wiedźma razem ze swoimi przyjaciółmi - jej Aniołem Stróżem Joshuą i diabłem Mironem – otworzyła agencję detektywistyczną w Thornie. Do Thornu przeniosła się teraz na stałe i mieszka razem z wyżej wymienionymi w pokręconym związku-nie związku. Ale życie było by za spokojne bez przygód. Na drodze Dory pojawia się przepiękna Izabela starająca rzucić urok na naszą wiedźmę. Dlaczego? Poza tym para wampirów uratowanych rok wcześniej zaginęła, jaki związek ma to z naszymi głównymi bohaterami? Jakie plotki szerzą się w kręgu magicznych dotyczące Dory? Kto stoi za kolejną serią dziwnych zabójstw w Trójprzymierzu? Dora, Joshua i Miron będą mieć pełne ręce roboty.
Tak jak i poprzednio humor autorki zaprezentowany w tej serii bardzo mi przypadł do gustu. To jest to, co lubię. Cięte riposty, ironia, sarkazm – temu mówię trzy razy TAK. I oczywiście nie można zapominać o iskrach latających pomiędzy aniołem, wiedźmą i diabłem. Raczej się nie przyznam ile razy potrząsałam czytnikiem żeby wymusić odpowiednią 'akcję' pomiędzy bohaterami. Tylko proszę tu nie posądzać mnie o bycie niewyżytą, ale ile razy można bawić się z czytelnikiem odsuwając ciągle na później konsumpcję deseru? Zwłaszcza, że autorka całkiem nieźle operuje słowem i sytuacją, żeby podgrzać atmosferę.
Ale wracając do innych wątków książki – użyty język wydaje mi się jak najbardziej adekwatny. Kiedy trzeba to ostry, kolokwialny, dostosowany do bohaterów i sytuacji, jednak nie przesadzony. Można by się przyczepić (jak ktoś jest z tych przyczepnych), że być może za dużo to zdrobnień np. ptaszyn, kochań i słoneczek – jednak mi to nie przeszkadzało. Akcja całkiem wartka, więc książki nie chce się odłożyć nawet na chwilę. Część zarzuca autorce za duże miksowanie dziedzictwem genetycznym, jeśli chodzi o główną bohaterkę. W którą stronę nie spojrzeć, okazuje się, że jest spokrewniona z prawie każdym magicznym ludem. A jeśli nie, to zaraz znajdzie się sposób na to, aby zawrzeć jakiś pakt czy przymierze, które pozwoli jej wyjść z opresji. No cóż, może jestem naiwna, ale dla mnie fantastyka jest fantastyką i nie wymagam od książek z tej gałęzi realizmu czy za dużo logiki.
Mi się podobało. I co ważniejsze – z chęcią sięgnę po kolejną część. Książka zapewniła mi to, czego oczekiwałam – rozrywkę i oderwanie się od codzienności.
Pani Aneto – skąd wytrzasnęła Pani tak fajnego diabełka? Anioł też niczego sobie, ale to jednak Miron jest moim ulubieńcem (zawsze wolałam mniej grzecznych chłopaków).

Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - luty 2012 - fantastyka.

piątek, 22 listopada 2013

Kolejne spotkanie z Królową kryminału


Agatha Christie „Godzina zero”

I znowu mnie zawiało w tak znane i lubiane miejsce, jakim jest twórczość Agathy Christie. Jako, że chcę być wierna swemu postanowieniu (przeczytaniu w chronologii przygód Poirota) tym razem sięgnęłam po książkę królowej, w której nie pojawia się ani mały Belg ani kochana Panna Marple.
Tym razem głównym bohaterem, którego zadaniem jest odnalezienie złoczyńcy jest nadkomisarz Battle. Jednak ten kryminał jest skonstruowany inaczej niż chyba wszystkie inne autorstwa Pani Christie, dlaczego? Ponieważ zanim dojdzie do tytułowej godziny zero, czyli chwili popełnienia zbrodni, autorka zapoznaje nas z wszystkimi bohaterami, którzy w ten czy inny sposób powiązani zostaną z morderstwem. Wymieniając tylko paru z bohaterów: Pan Treves, nadkomisarz Battle, Nevile Strange, jego eks żona Audrey Strange, obecna małżonka – Kay Strange, Ted Latimer, Thomas Royde oraz Lady Tresilian. To właśnie w posiadłości Lady Tresilian dojdzie do spotkania obu Pań Strange. Czy to właśnie jedna z nich zostanie ofiarą? Jeśli nie jedna z nich to kto? Bo jak wiadomo, dla kogoś wybije godzina zero.
Tak, zdecydowanie nie potrafię być obiektywna w stosunku do książek Agathy Christie. Uwielbiam je i tyle. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się wytropić mordercy. Cóż to za talent trzeba posiadać, aby wywieść w pole tylu czytelników przez lata. Lubię ten klimat kryminałów Pani Christie. Za każdym razem mnie uwodzi i odrywa od codzienności. Jej twórczość jest jedną z nielicznych, które powodują we mnie chęć zaparzenia herbaty w pięknej filiżance, zatopienia w wygodnym fotelu i oddaniu się w 100% mojej wyobraźni.
Książka przeczytana w ramach listopadowej Trójki e-pik – Książka z liczbą w tytule/ wątkiem liczb.


czwartek, 21 listopada 2013

Małgorzata Beaufort oczami Philippy Gregory

Philippa Gregory „The Red Queen” („Czerwona królowa”)

Twórczość Pani Philippy Gregory znam nie od dziś. Praktycznie za jednym podejściem przeczytałam wszystkie jej książki o dworze Tudorów. Dopiero przy serii „Wojny kuzynów” zrobiłam sobie dłuższą przerwę. I tak, w listopadzie, postanowiłam sięgnąć po kontynuację.
„Czerwona królowa” to historia życia Małgorzaty Beaufort (opowiedziana tylko do chwili, gdy jej syn zwycięża w walce o tron) – matki króla Henryka VII. Małgorzatę poznajemy, jako młodziutką dziewczynkę, której zaszczepiono ślepą lojalność dla rodu Lancasterów. Jej matka widzi w niej tylko narzędzie do osadzenia dziedzica na tronie Anglii. I tak w wieku 12 lat Małgorzata zostaje wydana za mąż i spełnia swój obowiązek rodząc  syna. Od tego czasu głównej bohaterce przyświeca jeden cel: osadzić na tronie na powrót linię Lancasterów. To musi się udać, bo przecież jest z nią Bóg. Po drodze zostaje dwukrotnie wdową, na lata traci kontakt z synem, który musiał uciec z kraju, ale, jak pokazuje historia,  udało im się wspólnie osiągnąć zamierzony cel.
Już dawno nie pamiętam, żebym tak bardzo nie polubiła głównej bohaterki. Na samo wspomnienie aż zgrzytają mi zęby. Nigdy nie polubię fanatyków religijnych pod żadną postacią, więc czytanie o tym jak Małgorzata, co chwilę odwołuje się do Boga, do tego, że została wybrana przez Niego sprawiało, że wszystko w środku mi się skręcało. I to jej ciągłe przekonanie, że Elżbieta Woodville zabrała wszystko to, co należało się samej Małgorzacie (przecież, to Małgorzata powinna zostać królową a nie ta dziewczyna z ludu!) – czysta zazdrość i zawiść. Być może książka to studium kobiety, która starała się pokonać narzucone jej przez swoje czasy ograniczenia, jednak, jako główna bohaterka – nie wykrzesała ze mnie żadnej nici sympatii. Jedyną sympatyczną postacią w całej książce był drugi mąż Małgorzaty – Henry Stafford.
Wiem, że metody, jakimi posługiwała się Małgorzata i jej sprzymierzeńcy były w tamtych czasach na porządku dziennym, jednak rozum swoje (i potrafi wytłumaczyć racjonalnie zachowanie Czerwonej królowej) a serce swoje.
Jeszcze jedno odkryłam czytając tą książkę – bardzo spodobał mi się ten przebłysk charakteru w młodej Elżbiecie –przyszłej królowej (córce Elżbiety Woodville). Cytowany fragment odnosi się do sytuacji gdy Elżbieta opuszcza dom głównej bohaterki będący dla niej swego rodzaju wygnaniem. Małgorzata żegna ją ostrymi słowami na co otrzymuje odpowiedź:


„ (..) "Yes, but either way, shamed or not, I shall be Queen of England, and this is the last time you will sit in my presence," she says shockingly. Her confidence is extraordinary, her impertinence unforgivable, her words terribly true.(...)”
(w bardzo wolnym tłumaczeniu: ""Tak, ale tak czy inaczej, zhańbiona czy nie, będę królową Anglii, i jest to ostatni raz, kiedy siedzisz w mojej obecności" mówi szokująco. Jej pewność siebie jest niezwykła, jej bezczelność niewybaczalna, jej słowa strasznie prawdziwe.")

Mam nadzieję, że ten charakter ujawni się jeszcze bardziej w książce poświęconej Elżbiecie („The White Princess”).
Książka przeczytana w ramach listopadowej Trójki e-pik – Książka z motywem królewskim.