wtorek, 30 lipca 2013

Niesamowicie ciepły Sklepik

Katarzyna Michalak „Sklepik z niespodzianką. Bogusia” 
 
Od razu przyznam, że książka do mnie trafiła specjalnie ze względu na nadrabianie kwietniowej Trójki e-pik (książka z motywem kulinarnym), ponieważ nie mogłam znaleźć żadnej książki w swoich zasobach, która by wpasowała się w tę kategorię. A ponieważ moje niedawne spotkanie z twórczością autorki uznałam za udane, postanowiłam pójść za ciosem.
Książka jest pierwszą częścią serii 'Z kokardką' opisującej losy mieszkańców miasteczka Pogodna, usytuowanego gdzieś na Pomorzu. Główną bohaterką pierwszej części jest Bogusia Leszczyńska. W podróży powrotnej z Holandii, po rocznej nieobecności, wraca okrężną drogą (ach te przekierowania samolotów) do Warszawy. Chce znaleźć swoje miejsce na tym świecie, w czym mają pomóc jej skrupulatnie odkładane oszczędności. Może malutka kwiaciarnia w jej rodzinnym mieście? Jednak Opatrzność, Los lub jakkolwiek inaczej chcecie nazwać to zrządzenie losu, kieruje kroki Bogusi do Pogodnej. I nasza bohaterka z miejsca się zakochuje. Jednak nie w wyimaginowanym wizerunku Tego Jedynego (który swoją drogą również posiada w sercu) a w miasteczku i w małym domku na którym widnieje napis 'do wynajęcia'.  I tak pod wpływem spontanicznej decyzji ona i jej Sklepik z niespodzianką stają się częścią Pogodnej. Bardzo szybko nawiązuje przyjaźń z  trzema mieszkankami: Adelą, Lidką i Stasią. To właśnie u Bogusi najczęściej się spotykają przy serwowanych przez właścicielkę słodkościach.
Jest to opowieść o przyjaźni, o codziennych problemach tych większych i mniejszych jak i zwycięstwach nad nimi. I tak jak niektórzy zarzucają, może czasami jest za bardzo optymistycznie, pieniądze na wszystkie zamysły Bogusi się znajdują, jakby posiadała wór z pieniędzmi bez dna - ale wiecie co? - dobrze się to czyta. Tak jak czasem odbieram pewne książki jak jakiś ciężar na klatce piersiowej, tak tutaj ten ciężar zupełnie znikł, a ja zanurzyłam się w kąpieli z dodatkiem  mikstury 'feel good'. Fakt, są w książce momenty kiedy nie sposób się nie smucić, ale generalnie cały wydźwięk jest optymistyczny. Nie będę pisać, że wielka głębia czai się w tej lekturze, ale jeżeli ktoś szuka książki która wprowadzi go w dobry nastrój i ma wieczór lub dwa to zachęcam do przeczytania. Chociaż (nie posądzać mnie tu o seksizm!) wydaje mi się, że lektura jest skierowana bardziej do czytelniczek niż czytelników.
No i do tego znajdziemy parę przepisów na słodkości! Są one tak opisane, że nic tylko po prostu należy zakasać rękawy i skierować swoje kroki do kuchni. I żadnych wymówek dietowych!
Jeszcze tylko dodam, że książka kończy się w taki sposób, że po prostu muszę sięgnąć po kolejną część, bo inaczej ciekawość mnie zeżre od środka.

niedziela, 28 lipca 2013

Pierwsza wizyta w Hogwarcie


J.K. Rowling „Harry Potter and the Philosopher's Stone” („Harry Potter i Kamień Filozoficzny”)

 Zastanawiam się jak zacząć, ponieważ mało kto obecnie nie spotkał się z postacią Harrego Pottera. Można mnie nawet nazwać ignorantką, ale zupełnie mnie nie ciągnęło do książki czy filmu mimo długiej wszechobecności Harrego Pottera. Jasne, w zarysie wiem o co chodzi, ale jednak do tej pory nie miałam potrzeby zaznajamiania się ze światem wykreowanym przez autorkę. Widziałam w telewizji te kolejki ustawiające się po nową opublikowaną część książki autorstwa Pani Rowling i jakoś nie mogłam tego szaleństwa zrozumieć. I być może nie zrozumiem.
Nie będę opisywać samej zawartości książki, bo wydaje mi się, że już tyle słów padło na ten temat, że wszystko co napiszę będzie wtórne, a jeżeli nadal ktoś nie ma pojęcia kim jest Harry Potter (czy jest jeszcze ktoś taki?) to szybkie wrzucenie tytułu książki w przyjaciela Google rozwiąże ten problem :)
Jako że  książka jest tak dobrze znana dziś będzie bardzo króciutko. Przeczytałam i widzę jak ta książka/seria mogła urzec młodego czytelnika. Bo które z dzieci nie chce wierzyć w magię? Smoki, wampiry, wiedźmy, centaury – wypisz wymaluj odpowiednie składniki książki dla młodego czytelnika z wielką wyobraźnią. Do tego jeszcze talent autorki do połączenia wszystkiego w jedną, fajną spójną całość i voilà – bestseller gotowy.Dodatkową zaletą na pewno jest to, że młody czytelnik może dorastać razem z Harrym i jego przyjaciółmi, co jeszcze bardziej ułatwia poczucie więzi z głównym bohaterem.
A teraz niech mnie miłośnicy Harrego wrzucą na stos bo będzie też coś na minus. Tylko pamiętajcie – są to przemyślenia kobitki 30+, więc raczej nie grupy docelowej w którą miała się ‘wstrzelić’ ta seria. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że tutaj również jak w innych książkach dla dzieci/młodzieży poleciała autorka dobrze znanymi schematami. Więc mamy Harrego, sierotę, który mieszka z wujostwem i kuzynem, które traktuje go bardzo po macoszemu. Nagle ni stąd ni zowąd wyrywa się z tego środowiska do tego lepszego, gdzie przyjmują go z otwartymi ramionami i gdzie go akceptują takim jakim jest. I czy postacie nie są scharakteryzowane za bardzo czarno-biało? Bez odcieni szarości? Nie jest to jakiś wielki zarzut, tylko taka postronna uwaga. Pewnie jeśli dorastałabym na serii o Harrym widziałabym w nim tylko same superlatywy. Tak jak ma to miejsce z moją ukochaną serią książek Mercedes Lackey :)
W każdym razie zmierzyłam się z Harrym i być może, jeśli będę potrzebowała przyjemnego odskoku od codzienności i trochę magii w moim życiu, znowu będę chciała spotkać się z Harrym w Hogwarcie.

Książka przeczytana została w ramach nadrabiania kwietniowej Trójki e-pik - książka, która została zekranizowana.

P.S. Czy wie ktoś jak zmniejszyć odstęp pomiędzy nagłówkiem a postem? Jakieś cuda niewidy mi ostatnio tu wyskakują...

sobota, 27 lipca 2013

Retro kryminał


Rhys Bowen „Murphy’s Law” („Prawo panny Murphy”)

Być może jeszcze tego nie widać na moim blogu, ale uwielbiam kryminały. Niedościgioną jak na razie dla mnie królową tego gatunku pozostaje Agatha Christie. Jednak nie znaczy to, że nie lubię odkrywać nowych autorów, a cieszę się ogromnie kiedy znajdę wśród zalewu kryminałów taką perełkę jak „Murphy’s Law” autorstwa Rhys Bowen.
Ten tytuł zainteresował mnie z powodu wydania polskiego tłumaczenia książki. Jakoś tak rzucał mi się strasznie ten tytuł w oczy praktycznie w każdej księgarni internetowej. Jednak postawiłam sięgnąć po oryginalne wydanie.
Akcja książki osadzona jest w roku 1901. Główna bohaterka – Molly Murphy – jest Irlandką pochodzącą z Ballykillin. To właśnie w swojej wiosce wpada w pewne tarapaty z których jedynym wyjściem jest ucieczka. Swoje kroki kieruje do Liverpoolu. Jednak jej losy toczą się inaczej niż to sobie wyobraziła, ponieważ zamiast zostać w Wielkiej Brytanii wyrusza do Nowego Jorku z fałszywym nazwiskiem  i dwójką dzieci. A to dopiero początek niespodzianek jakich Molly powinna się spodziewać. Wkrótce zostaje jedną z głównych podejrzanych w sprawie morderstwa. Będzie musiała zakasać swoje rękawy i sama zabrać się do tropienia przestępcy, ponieważ wydaje jej się że zrobi to lepiej od policji. No cóż, mi zawsze powtarzano 'jeśli coś ma być zrobione dobrze zrób to sam/a'.
Dlaczego sądzę, że w moje ręce wpadła perełka? Bo głównej bohaterki po prostu nie mogłam nie pokochać. Niewyparzony język, nieustępliwość, inteligencja i burza rudych włosów – oto cała Molly.I tak, wiem, że można zarzucić, że pewne zachowania czy jej przemyślenia są z lekka naiwne, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało aby zapałać do niej wielką sympatią. Dzięki niej nie raz i nie dwa uśmiech zagościł na mojej twarzy. Świetnie i szybko mi się czytało, tylko za krótko :) Na plus trzeba zaliczyć również tak świetne osadzenie książki w realiach początków XX wieku. Wydaja mi się, że każdy kto przeczyta tą książkę będzie bez trudu mógł sobie wyobrazić jak wyglądał Nowy Jork w roku 1901 oraz trudy przeprawy z Europy do Ameryki jeśli nie posiadało się odpowiedniego statusu społecznego. 
Podsumowując spędziłam w towarzystwie panny Murphy może dwa wieczory i na pewno czułam się tym spotkaniem usatysfakcjonowana. Na pewno sięgnę po kontynuację aby zobaczyć w jakie kolejne tarapaty wpadnie Molly.
Książka przeczytana została w ramach 'nadrabiania' kwietniowej Trójki e-pik - - kryminał pisany kobiecą ręką.

Czasem zastanawiam się co takiego jest w tych kryminałach czy serialach retro, że nigdy mi nie jest ich za dużo...

niedziela, 21 lipca 2013

Autor „Vaterland” w zupełnie innej odsłonie

Robert Harris „Pompeii” („Pompeja”)

Nie będę ukrywać, że zawsze bliskie mi są wszelkie książki bazujące na Starożytnej historii Egiptu, Grecji czy Italii. I mimo, że akcja „Pompeii” jest już osadzona w czasach nowożytnych (rok 79 ne) to jak dla mnie to nadal wystarczająco blisko roku 0 :)Swoją drogą bardzo zaskoczyło mnie, że oto Robert Harris, autor tak doskonale znanej książki jak „Vaterland”, jest autorem tej lektury. Nie pytajcie mnie dla czego, po prostu przeżyłam zaskok i tyle.
Głównym bohaterem jest Marcus Atilius Primus, młody inżynier przybyły z Rzymu, który przejął pieczę nad ogromnym akweduktem Aqua Augusta dostarczającym wodę do pobliskich 9 miast Cesarstwa. Jego poprzednik po prostu zniknął bez słowa wyjaśnienia. Przed Atiliusem zaczynają piętrzyć się kłopoty. Ciśnienie w akwedukcie maleje, ryby w domowych akwariach padają, zdecydowanie coś niedobrego dzieje się na linii akweduktu. Wiemy wiec już, że głównym zadaniem naszego bohatera będzie odkrycie zagadki problemów z wodą. Aby tego dokonać wybiera się do Pompeii,  a jak wszyscy wiemy, Wezuwiusz już niedługo się odezwie...
Kiedy myślę o moich wrażeniach podczas czytania książki , nieodłącznie myślę o wodzie. Bo przez dużą część lektury wydawało mi się jakby to właśnie ona była jednym z bohaterów. Odgłosy wody płynącej w akwedukcie, jej obecność praktycznie na każdym kroku, który nasz główny bohater stawia. Podobało mi się, że bez problemu autor przeniósł mnie do słonecznej Italii roku 79. Czułam na twarzy piekące słońce, zapachy miasta, oraz jego wygląd. Akcja również w miarę szybko się toczy, chociaż pod sam koniec miałam wrażenie, że można by ukrócić parę 'dłużyzn'. Generalnie lektura zaliczona na plus.
Doszły mnie słuchy, że ponoć „Imperium” jest dużo lepsze od „Pompeii” więc bardzo prawdopodobne, że już niedługo po nie sięgnę.
Książka przeczytana została w ramach lipcowej Trójki e-pik - książka z motywem żywiołu (woda).

sobota, 20 lipca 2013

Powiew orientu

Anchee Min „Empress Orchid” („Cesarzowa Orchidea”)

Szczerze się przyznam, że kiedy w lipcowej Trójce e-pik jedną z kategorii została książka w której akcja dzieje się w Chinach bądź Japonii nie miałam pojęcia co przeczytać. Niestety moja biblioteczka nie obfituje w książki osadzone w tym rejonie. Więc zdałam się na swego rodzaju łut szczęścia. Będąc z wizytą mojej drogiej znajomej, wpadła mi w ręce „Empress Orchid”. Zabrałam do domu i postanowiłam się od razu za nią 'zabrać'.
Akcja osadzona jest w Chinach drugiej połowy XIX wieku. Wydarzenia opowiedziane są z perspektywy naszej głównej bohaterki Orchidei - Yehonali (postaci jak najbardziej prawdziwej – Cesarzowej Cixi) w formie swego rodzaju pamiętnika. Chyba każdy kto przeczyta tą książkę, może mieć skojarzenie z Kopciuszkiem. Doprowadzona do skraju ubóstwa Orchidea, dla której jedyną drogą na poprawę warunków bytowych matki i rodzeństwa, staje się poślubienie swojego uzależnionego od opium kuzyna; postanawia znaleźć swoje własne wyjście z tej sytuacji i konkurować w ogłoszonym w Chinach 'castingu' na żonę dla młodego Cesarza. Jak nie trudno się domyślić, zostaje wybrana na jedną z oficjalnych żon Cesarza. Tak oto wessana zostaje w sieć dworskich intryg politycznych, oraz dworskiej etykiety tak różnej od codziennego życia, które przedtem wiodła.
Ciężko mi ocenić tą książkę, bo miejscami naprawdę dobrze mi się ją czytało i była bardzo interesująca. Wszelkie opisy 'działania' dworu cesarskiego np. wieczne oczekiwanie na męża, który być może nigdy nie zaszczyci jednej ze swoich żon swoją obecnością; czy nawet wyjście do ubikacji, które nie mogło zaistnieć bez asysty służby. To właśnie te 'smaczki', które miałam nadzieję odnaleźć w książce. Trochę mniej ciekawe dla mnie były wszelkie opisy sytuacji politycznej, czy dłużące się opisy budynków itp. Być może, gdybym książkę czytała w języku polskim były by one mniej męczące? Podobało mi się, że główna bohaterka nie jest ciapą i walczy o swoje miejsce w Zakazanym Mieście ale także że bardzo łatwo dało się ją polubić. Chociaż z tego co wyczytałam na temat Cesarzowej, jej obraz przedstawiony w książce może znacząco różnić się od rzeczywistości.
Nie chcę podsumować 'warto/nie warto czytać' bo dla mnie ta książka była trochę nierówna. Co nie znaczy, że nie sięgnę po kolejną książkę tej autorki za jakiś czas. Bo lubię poznawać kulturę innych krajów,  tak różnych od naszych 'europejskich' zachowań.
Może jeszcze tylko krótka uwaga –ta  książka skupia się na okresie życia Orchidei od (powiedzmy, że umownie) dzieciństwa do paru dni/miesięcy po śmierci Cesarza. Kolejna część – „Ostatnia cesarzowa” jest kontynuacją aż do śmierci samej Cesarzowej.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pozytywnie tak

Katarzyna Michalak „Rok w Poziomce”

Dzisiaj miało być o „Empress Orchid”, żeby zachować chronologię czytanych książek, ale właśnie przed paroma chwilami skończyłam czytać „Rok w Poziomce” i po prostu nie mogłam ot tak odstawić jej na półkę.
Z twórczością Pani Michalak nie miałam do tej pory przyjemności się spotkać. Jakiś czas temu na różnych promocjach w e-księgarniach kupiłam „Nadzieję” a potem „Wiśniowy Dworek” i właśnie „Rok w Poziomce”. Książka by pewnie jeszcze leżała nieprzeczytana przez spory kawałek czasu, gdyby nie lipcowa Trójka e-pik. A okazało się, że było bardzo emocjonalnie. Ale w pozytywnym sensie.
Oto Ewa, kobieta 30+, która już w życiu otrzymała parę gorzkich lekcji. Teraz, powoli, stara się stanąć na nogi. I ciągle marzy o swoim małym białym domku. I uwaga, uwaga  - znajduje. Ale gdzie kobieta bezrobotna znajdzie pieniądze na zaliczkę? W tym momencie na scenę wkracza Andrzej, przyjaciel, który postanowił otworzyć wydawnictwo. A Ewa, odrabiając ‘pożyczkę’, ma to wydawnictwo poprowadzić; i oczywiście wydać bestsellera. W trzy miesiące!
Wiecie jak czułam się podczas czytania tej książki? Swojsko. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. Po prostu otuliło mnie takie fajne poczucie tego co znajome i kochane. Dziwne to, bo miejsca opisywane w książce nie są mi bliskie. Nie mieszkam ani nigdy nie mieszkałam w Warszawie, a tym bardziej w Urle. Jednak wszystkie wydarzenia są tak fajnie (przepraszam ale naprawdę nie znajduję lepszego słowa do oddania moich wrażeń) opisane, że wydaje mi się, że każdy może poczuć się tak, jakby autorka opisywała coś bardzo nam bliskiego. Ciepło własnego domu, zapachy potraw przywołujące wspomnienia z dzieciństwa, wykrochmalona pościel... Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie urzecze. I żeby nie było, nie ma tu tylko samych pozytywnych wydarzeń, są i te mniej przyjemne. Jednak po przeczytaniu naładowane zostały moje pozytywne akumulatorki. A czy nie tego czasem oczekujemy od lektury? Właśnie odnalezienia na powrót tej pozytywnej energii i nadziei, że nigdy nie jest tak źle? Że do końca trzeba mieć nadzieję?
I znowu miałam parę razy łzy w oczach. Jak to moja mama powtarza – mam serce w mokrym miejscu osadzone!
Autorka już na 7 stronie ujęła mnie za serce, kiedy to mama głównej bohaterki wciska jej w rękę plik banknotów ze słowami:
 

(...) – Na zaliczkę nie wystarczy, córeńko, ale będzie chociaż na zasłonki w różyczki! Zawsze o takich marzyłaś.(...)
 
To takie normalne zachowanie naszych mam, nieprawdaż? I to 'córeńko' tak często używane przez moją mamę. Jak czasem niewiele trzeba żeby przywołać w naszej wyobraźni dom.
 

Jednak z jednego powodu strzelę focha! Jak można wyrażać się w poniższy sposób o Dublinie!
 

(...) – Przypominam, że jeszcze niedawno wybierałaś się w trasę koncertową ze Stingiem i Madonną, więc czym jest dla ciebie taka podróż do zadupia Europy? (...)
 

Oczywiście ten komentarz powyżej to tylko tak z przymrużeniem oka proszę traktować.
Już się cieszę na kolejne spotkanie z autorką przy okazji czytania następnych książek. Polecam każdemu kto potrzebuje pozytywnego doładowania. Bo właśnie chyba po to autorka stworzyła tą książkę?


P.S. Ciekawa jestem czy wymarzony domek bohaterki i stan w jakim się znajduje na początku, oraz jego przemiana (ach te remonty) nie jest w jakimś stopniu odbiciem tego co dzieje się z samą bohaterką? Jak myślicie?